Wywiązała się krótka walka, ręka więziona starała się złamać trzymający ja uścisk. Potem przez inną szczelinę w oknie, wsunęła się druga ręka, uzbrojona szpilką od kapelusza, którą zaczęła zadawać ciosy nieprzyjacielowi.
Ted Drew krzyknął z bólu i puścił rękę.
Trzymająca portfel ręka znikła.
Obaj mężczyźni rzucili się ku drzwiom, ale te nie puściły. Wściekli ze złości schwycili stół i potężnemi uderzeniami rozbijali deski kabiny w najszybszy możliwie sposób.
Przez otwór tak wybity pospiesznie wybiegł, ale dookoła kabiny było zupełnie pusto, a na kamieniach plaży nie odbijał się żaden ślad.
— Czy widział pan te kobietę? — spytał hr. Cherteck swego towarzysza.
Ted Drew z wściekłością machnął swa zranioną ręką, z której spływająca krew pokropiła go przy tym ruchu obficie.
— Nie widziałem jej twarzy, — zawołał gniewnie. — Tylko rękę, na której był znak Czerwonego Koła.
Trzeba ją koniecznie odnaleźć, — rzekł Cherteck. — Czy nie zauważył pan przynajmniej, w jakim kierunku uciekła?
— Nie widziałem nic! — krzyknął rozjuszony Amerykanin. — Czyż miałem czas, by zobaczyć cośkolwiek? I do djabla z temi kamieniami, na których niema żadnego śladu! Biegnijmy, może ją złapiemy, — rzekł Ted Rrew, zawijając chusteczką zraniona rękę.
— Dobrze, więc biegnijmy!... Ponieważ jednak zupełnie nie wiemy, jak wygląda ta przeklęta baba, niemożliwem będzie ją odnaleźć... Nie możemy znów oglądać rąk wszystkich kobiet, by znaleźć znak Czerwonego Kola. Tembardziej, że
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/126
Ta strona została skorygowana.
122