Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/131

Ta strona została skorygowana.
127

człowieka o rudej czuprynie, ubranego elegancko, który sparty o framugę drzwi, zdawał się być pochłonięty przypatrywaniem się tańczącym.
Klara kaszlnęła lekko. Rudy młodzieniec zwrócił się w jej stronę. Wówczas Klara podnosząc rękę, niby w celu poprawienia włosów, pokazała na swym serdecznym palcu pierścionek, rodzaj kółka z koralu.
Młodzieniec zbliżył się ku niej, składając ukłon.
— Czy pozwoli pani poprosić siebie do shimmy? — zapytał grzecznie. I dodał ciszej, bardzo poważnym tonem: O ile panią pantofelki, nie gniotą i nie przeszkadzają w tańcu?
To niezwykłe pytanie bynajmniej nie zdziwiło Klary.
— O, ja mam tak doskonałego szewca, że nie wiem, co znaczy niewygodne obuwie, odpowiedziała półgłosem, akcentując wyrazy.
Pewnie już oboje te się nie mylą, puścili się razem w tanecznym rytmie.
— Pani pracuje ze Samem? szepnął młodzieniec, czyniąc zawiłe „pas“.
— Tak. A pan również? To dziwne, że my się nie znamy...
— Przybywam z Kanady, skąd musiałem zwiać, by umknąć drobnych nieprzyjemności.
— Gdzie jest Tom Dunor?
— Na dole. Myje szklanki. Dyrektor go wziął do pomocy służbie na dzisiaj...
— Uwaga! — przerwała Klara. — Ta para na lewo: blondynka w bieli z broszką przy staniku...
Kilka posuwistych „pas“ i nagle, dziwnym zbiegiem okoliczności, wpadli gwałtownie na tańczącą parę, wyróżnioną