przez Klarę. Danserka w bieli potknęła się i upadla. Klara i rudy młodzieniec rozpłynęli się w przeprosinach, przyjętych zresztą bardzo grzecznie, chociaż biedactwo w bieli wykręciło sobie nogę w kostce tak, że danser jej był zmuszony odprowadzić swą damę na fotel i przynieść jej szklaneczkę wina.
Dama wypiła, ale z trudnością mogła przyjść do siebie; podniosła rękę do serca.
— Wielki Boże, krzyknęła, zgubiłam moją broszkę brylantową!
Przejęta swą stratą, rozglądnęła się dokoła, poczem powróciła do dużej sali i zaczęła tam czynić poszukiwania na podłodze, w czem pomagał jej danser i jeszcze parę osób. Ale napróżno.
Zaś Klara, zaraz po wypadku, puściła ramię swego towarzysza i przyłączyła się do poszukiwań z taką gorliwością, że w zapale potrąciła dwie czy trzy osoby.
Po upływie kilku minut zobaczyła na progu saloniku rudego młodzieńca, czyniącego jej znaki. Podeszła ku niemu.
— Mam już człowieka z biżuterią, o którym wspominałem pani, — szepnął. — Prosił mnie, abym przedstawił go pani. Dotychczas wypił już dwie butelki szampana. Proszę uważać i nie zapomnieć: ja nazywam się Davis, a pani jest moją siostra, Maud Meldon.
Klara odpowiedziała znaczącem spojrzeniem. Zrozumiała z łatwością. Rudy młodzieniec przywołał ruchem grubaska, w wieku około lat czterdziestu, czerwonego na twarzy i mającego dużo pierścieni i innej biżuterji.
Zbliżył się pospiesznie.
— Pozwól, że przedstawię ci pana Strong, droga Maud, — rzekł pseudo-Davis, moja siostra, pani Meldon.
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/132
Ta strona została skorygowana.
128