Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/135

Ta strona została skorygowana.
131

wał. Dlatego też z wielką ulgą ujrzała jakiegoś młodzieńca, który przyszedł poprosić Florę do tańca.
Lamar odprowadził panią Travis do wygodnego fotelu, a sam powrócił do swych poprzednich towarzyszy, którzy prosili go o pomoc. Uspokojona Mary poszła usiąść w pobliżu drzwi do sieni.
Flora tańczyła długo z niezmęczonym zapałem. Wreszcie skierowała się do małego salonu, gdzie myślała, że zastanie matkę. Ale doktor Lamar, znajdujący się we framudze drzwi, podszedł ku niej.
— Czy nie nęci panią to shimmy? — zapytał. — Doprawdy, nigdy jeszcze w życiu nie żałowałem tek bardzo, że nie umiem tańczyć...
Słowa te wymówił tonem człowieka światowego, który wygłasza formułę zdawkowej grzeczności, ale w głosie jego Flora odczuła nieuchwytne drżenie jakby goryczy, zazdrości może, której nie był w stanie ukryć. I młoda dziewczyną była tem wzruszona głębiej, niż sama przed sobą się przyznawała.
Serdecznym ruchem ujęła jego rękę.
— Chce pan, porozmawiamy trochę, zdala od tego zgiełku?
Lamar z trudem opanował drżenie radości, ale odpowiedział spokojnie:
— Przejdźmy do palarni.
Palarnia znajdowała się w dużym, wygodnym pokoju. W głębi, oparte o drzwi zasłonięte portierą, stała kanapa, dokąd doktor zaprowadzi swą towarzyszkę.
Między dwojgiem młodych zapanowała chwila milczenia. Czuli oboje, że ogarnia ich uczucie, nie będące ani sympatją ani przyjaźnią, uczucie głębsze i tkliwsze, obejmujące ich codzień silniej, uczucie, wywołujące dziwny niepokój.