Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/146

Ta strona została skorygowana.
142

— Mnie? Czy pan zwarjował?
— Ale już ręka stalowa ścisnęła jej dłoń.
— Bez hałasu! Bez oporu! Proszę za mną!
Kajdanki z cienko plecionej stali zabłysły mu w ręku.
Czując, że opór na nic się nie przyda, Klara ukryła swą wściekłość i rzekła:
— Więc dobrze! Niech tak będzie! Idę z panem aby uniknąć skandalu. Ale radzę strzedz się! Pan popełnia tu czyn arbitralny.
— O, przeproszę panią na wszelkie możliwe sposoby, o ile nie będę miał słuszności, — rzekł człowiek, idąc tuż obok Klary, która pozwoliła się prowadzić bez dalszych protestów.
Posterunek policyjny znajdował się opodal. Zanim tam weszli, Klara gwałtownym ruchem spróbowała wyrwać się i uciec.
Doktor złapał ją za spodnicę i przez drzwi otwarte wepchnął ją do wnętrza lokalu, mówiąc:
— Kiedy ma się czyste sumienie, to się nie powinno uciekać!
I wchodząc za nią, zawołał:
— Przodownik!
Zawołany przybiegł natychmiast, a poznając gościa, skłonił się nisko:
— O, pan doktor Lamar! Czem możemy panu doktorowi być pomocni?
Doktor rzekł, wskazując na Klarę:
— Przyprowadzam zwierzynę dużo wartą. Proszę ją dokładnie zrewidować! A ja tymczasem pójdę do dyrektora waszego i przyprowadzę go tutaj.
Klara rzuciła się na podłogę, udając okropny atak nerwowy, widząc jednakże, że wszystkie jej grymasy nie odno-