Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/147

Ta strona została skorygowana.
143

szą pożądanego skutku, uspokoiła się i przybrała pogardliwy wyraz twarzy.
— Dobrze, proszę więc czynić swój obrzydliwy obowiązek, — rzekła. — Ale prędko! Ale nie pan! — dodała do przodownika.
— O niech się pani nic nie boi, — odpowiedział ironicznie policjant. — Wiemy, jakie względy należą się płci pięknej.
I zawołał:
— Pani Jomby!
Mała okrąglutka kobiecinka o typie teatralnej garderobiany, wybiegła z przyległego pokoiku.
— Jestem, panie przodowniku! A, to ta piękna pani? — No, to proszę za mną, kochane dziecko!
Klara zrobiła pogardliwy ruch ręką.
— Proszę ją wziąć do swojej celi, — rozkazał prodownik. — Nie mamy czasu do stracenia. A ten pakiecik proszę mnie tu zostawić, — dodał widząc, że Klara chce ukryć swój pakunek.
Podczas gdy pani Jomby przeprowadzała rewizję, Maks Lamar zdawał sprawę dyrektorowi policji z wypadków, których był świadkiem w nocy i opowiadał o aresztowaniu Klary Skinner.
— Czego jednak nie mogę zrozumieć, — rzekł mu Randolf Allen, — to tego nowego ukazania Czerwonego Koła. Czyżbyśmy mieli do czynienia z nowym potomkiem pokolenia Dżima Bardena?
— Nie, mój drogi, — odpowiedział Lamar. — Koło to było zrobione. Towarzyszka panny Travis widziała — ciekawość tę opłaciła tym potężnym ciosem, jaki dostała pod brodę — otóż widziała, jak kobieta, którą aresztowałem, zmywała sobie z ręki znak czerwony, namalowany przed kilkoma minutami.