Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/15

Ta strona została skorygowana.
11

Robiłeś wszystko co mogłeś, aby tak cbyło... Chciałem mieć syna... prawdziwego syna... Człowieka pracującego, żyjącego z uczciwego rzemiosła... A ty...
Nie puszczał ram Boba, ściskając je ręką brutalną.
— A co ty robisz obecnie? Jeszcze przed sześciu miesiącami, gdy byłem na wolności, znalazłem ci miejsce porządne... Co? Co mówisz? Wypędzono ciebie? A więc? Z czego żyjesz teraz? U kogo pracujesz? Bo chyba pracujesz, mam nadzieję?
— Tak jest, pracuję, — mruknął Bob.
— U kogo? Odpowiadaj?...
— U... u Sama Smillinga.
Dżim skoczył.
— U Sama Smillinga! U tego szewca przeklętego!... Ach, tego to już zawiele!
— Ależ to przecie jeden z twych przyjaciół! — zaryzykował Bob.
— Milcz! To bandyta!... Prawdziwy bandyta... O, tak, on wie, co robi...
— Ależ, ojcze, zapewniam cię, on zajmuje się mną, daje mi dobre rady.
— Nie gadaj! Sam Smilling! O, znam dobrze jego rady... Ahaha! więc ty „pracujesz“ u niego! Więc teraz rozumiem już... Przyznaj się: to on posyła tu ciebie? Dżim drżał cały ze złości. Powstrzymał się jednak, by nie przerażać swego syna i otrzymać od niego zupełne wyznanie.
— No więc tak, — mruknął Bob, — to on mnie przysyła tutaj.. Zresztą nic nie mam do ukrywania... Przeciwnie... To w celu dobrego uczynku, — dokończył z emfazą.
— Dobrego uczynku? — powtórzył Dżim zaciskając pięści. — A zresztą, opowiedz... zobaczymy potem.