Gdy Tom Dunn zoczył doktora i policjanta, pośpieszył natychmiast do warsztatu.
— Uwaga, stary! Maks Lamar nadchodzi!
Sam Smiling miał nad warsztatem lustro, tak ustawione, że odbijało wygląd ulicy. Jeden rzut oka przekonał go o prawdzie słów wspólnika.
— Pomóż mi zamknąć i zabarykadować, — rozkazał. — Tym bowiem razem przypuszczam, że doktor nie przychodzi do mnie z uprzejmości!
Wspólnemi siłami przysunęli ciężki stół i dwie ławki do drzwi.
Potem szybko Sam otworzył kryjówkę, wszedł z Tomem do komórki i obydwaj nie tracąc czasu skorzystali z wyjścia tak zręcznie ukrytego.
Tymczasem nazewnątrz, przez szybę drzwi wejściowych, Maks Lamar i policjant mogli widzieć uwijających się w warsztacie wspólników. Uderzeniami pięści wybili szkło, lecz napróżno kręcili klamką, drzwi nie poddały się. Musieli je wyważyć, napierając całym swoim ciężarem.
Operacja ta trwała dwie — trzy minuty, a kiedy wreszcie wpadli do sklepiku, ujrzeli jedynie grubą sylwetkę Sama Smilinga, znikającą w tajemniczem wyjściu.
Poszukiwać sekretu kryjówki było rzeczą dość ryzykowną, z powodu braku czasu, należało więc i tu stosować siłę.
Chwytając oburącz jedną z ławek, któremi Sam zabarykadował drzwi, towarzysz doktora użył jej jako tarana do wybijania przepierzenia. Pod uderzeniami jego przegródki szafy rozlatywały się w kawałki. A Maks Lamar tymczasem przeprowadzał pospiesznie rewizję przedmiotów, znajdujących się w warsztacie i wziął do ręki jeden bucik, próbując odkręcić obcas.
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/155
Ta strona została skorygowana.
151