Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/158

Ta strona została skorygowana.
154

Nagle hałas ucichł.
— Najwyższy czas zmykać, — pomyślał.
Powoli i ostrożnie uchylił ukryte drzwi od magazynu.
— Tędy będę mógł uciec, ponieważ oni wszyscy są teraz z drugiej strony domu.
Był już najwyższy czas.
W chwili bowiem, gdy Sam wracał do swego warsztatu, drzwi w głębi rozleciały się gwałtownie i Maks Lamar w otoczeniu dwóch policjantów ukazał się w otworze.
Nie pozostawiając Samowi czasu do zamknięcia za sobą drzwi ukrytych, rzucił się na niego.
Rozpoczął się pościg fantastyczny.
Szewc chociaż dobrej tuszy i starszy od doktora, zachował siłę i zręczność nadzwyczajną. Jak jeleń uciekał przed pogonią.
Maks Lamar również nie był człowiekiem, poddającym się łatwo zmęczeniu. Wygimnastykowany idealnie, świetny sportowiec, biegł rytmicznie coraz prędzej, tak że przestrzeń między nim a uciekającym stale się zmniejszała.
Natomiast obydwaj policjanci pozostali daleko w tyle.
Sam Smiling biegł prosto w kierunku dworca towarowego, oddalonego o niecałą milę angielską.
Lamar przybliżał się zwolna lecz stale.
Nagle Smiling, który znalazł się już na linii toru kolejowego, skręcił gwałtownie na lewo i zniknął poza domkiem dróżnika.
Maks Lamar zdezorjentowany zatrzymał się chwilę.
To chwilowe wahanie sprawiło, że „spudłował“ zwierzynę. W tejże bowiem minucie ukazał się na zakręcie długi wąż pociągu ciężarowego. Sam Smiling zrozumiał natychmiast niespodziewaną pomoc, wybiegł z kryjówki koło domku dróżnika, wskoczył na stopień wagonu z bydłem, odsu-