Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/159

Ta strona została skorygowana.
155

nął znanym sobie bandyckim sposobem rygiel drzwi i znikł w wozie.
W oddaleniu dwudziestu pięciu kroków zziajany Maks Lamar rzucił straszliwe przekleństwo, gdyż szybkość pociągu stawała się coraz większa i niemożliwem już było dogonić.
Wobec tego doktor pospieszył na dworzec, połączył się telefonicznie z dyrektorem Randolfem Allenem, prosząc go o przysłanie natychmiastowe najszybszego auta policyjnego z doskonałym szoferem i dobrym policjantem.
W pięć minut potem samochód wyścigowy, prowadzony przez najlepszego mechanika policji, zajechał na naznaczony miejsce spotkania.
Maks wskoczył do wozu.
— Proszę jechać drogą do Surfton, polecił szoferowi. I prędko! Mamy tam być przed przybyciem pociągu towarowego, który nas już wyprzedził o dziesięć minut. A, to pan, panie Smithson? — dodał, zwracając się do przybyłego inspektora policyjnego.
— Tak jest, panie doktorze.
— To dobrze.
Samochód gonił iście wyścigowym tempem, zyskując wciąż na czasie i pożerając przestrzeń.
— Przyjedziemy na czas, — oświadczył Lamar.
Ale znów znalazła się przeszkoda — głupia, codzienna, najzwyklejsza przeszkoda. Droga szła przez tor kolejowy, w odległości około mili od dworca w Surfton.
Samochód stanął przed zamkniętą rampą...
Maks Lamar wściekły zawołał dróżnika.
— Otworzyć! Otworzyć! Rozkaz!
Ale dróżnik nie zdawał się nawet słyszeć rozkazu. Jego twarz, zastygła w nieruchomym uporze, wyrażała niezłom-