Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/16

Ta strona została skorygowana.
12

— Więc tak, — powiedział Bob, zupełnie już ośmielony. — Jak się dowiedziałem, przed trzema laty oddaliście obydwaj wielką usługę bankierowi na Far-West. A on powiedział wam wówczas, że jeżeli zgłosicie się do niego, do San Francisko, gdzie on mieszka, to w razie jego nieobecności przyjmie was jego córka, którą on uprz. Dla rozpoznania macie jej pokazać, tej córce...
— Pokazać co?
— Otóż właśnie, bransoletę... Bransoletę koralową, która należała do ciebie... a przedtem należała do...
— Do mojej żony, — wtrącił Dżim głucho.
— I wówczas, podobno, pewnego dnia przyszło między Samem a tobą do wielkiej kłótni i bransoletkę połamano... Sam wziął połowę... Obecnie bankier pojechał do Europy i Sam dowiedział się przypadkiem, że chcą go ograbić... Wiec dlatego też chce on uprzedzić o tem córkę, ale na to, by ona mu zaufała, prosi cię o wydanie mu drugiej połowy bransolety... Widzisz, jakie to proste...
— Tak, — powiedział Dżim, który czynił najwyższe wysiłki, by pozostać panem siebie... — Tak, to bardzo proste. I istotnie, Sam nie namęczył się bardzo, by wymyśleć tę historyjkę. Ale widocznie sądzi on, że stałem się już idjotą i że mógłbym dać się wziąć na lep tej bajeczki... Tak, tak, prawdą jest, że chce on udać się do San Francisco, że chce zdobyć zaufanie i że raz już będąc na miejscu, będzie kradł i mordował... a ty będziesz jego spójnikiem.
— Ja też byłem pewny, że ty odmówisz, — szepnął Bob, — ale on chciał za wszelką cenę, abym ja spróbował...
— I to on przyprowadził ciebie tutaj? To on trzymał ciebie za sznur?...
Dżim nie skończył. Złość nurtowała w nim, podnosiła się i dusiła go. Ciężkie milczenie zapadło między ojcem i synem.