Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/162

Ta strona została skorygowana.
158

do przypuszczania, że znajduje się on obecnie tutaj w Surfton.
I Maks opowiedział Florze wszystkie perypetja swoich przygód dzisiejszych.
— Trzeba odnaleźć ślad tego człowieka, — rzekła młoda dziewczyna. — Będę towarzyszyła panu.
Lamar oświadczył spokojnie.
— Inspektor policji śledzi go. Ma mnie zawiadomić, gdy, tylko zajdzie potrzeba... Ja przedewszystkiem chciałem oddać pani jej kolję.
I rozwijając bibułkę, w która otulił drogocenny przedmiot, podał go Florze.
Panna rzuciła mu spojrzenie pełne uczucia i wdzięcznym ruchem pochylając głowę, podała mu swą szyję, by na niej zawiesił odzyskaną kolję.
Lamar zadrżał i zawahał się chwilę. Niezgrabnie nieco, otoczył łańcuchem szyję Flory, ale w chwili, gdy miał już zapiąć klamrę, zadrżały mu ręce i bliski był utraty przytomności. Flora uczuła w tej chwili pod swemi jasnemi loczkami tchnienie oddechu i jakby lekkie, leciuchne muśnięcie...
Dzwonek telefonu otrzeźwił oboje.
Maks Lamar drgnął.
— To zapewne do mnie. Pani pozwoli, że zdejmę słuchawkę?
Flora skinęła potakująco główką.
— Hallo! To wy, Smithson? Co, już znaleźliście ślad?... Doskonale!... Gdzie jesteście?... W Birninghom Bar?... Jakto, z nim? razem... Przy sąsiednim stoliku?... Dobrze! Tak!... Co mówicie?... Hallo? Wstaje?... Wychodzi... Nie traćcie go z oczu!... Idę, już idę! Powodzenia!
Maks pożegnał się pospiesznie i poszedł do wspomnianego baru.