towała go drogo, gdyż Sam wymierzył mu potężny cios pięścią i korzystając z odurzenia przeciwnika, rzucił się do ucieczki. Pierwszą myślą Pustelnika było przyjście z pomocy nieszczęśliwemu, wołającemu o ratunek. Podbiegł parę kroków w dół i nachylił się nad urwiskiem, gdzie widać było jakiś kształt ludzki, uczepiony rozpaczliwie o krzak jałowcu.
— Odwagi! Chwilę jeszcze! Trzymać się! Pomoc nadchodzi! — wołał.
— Prędzej, prędzej! czuję, że gałąź urywa się pod moim ciężarem, — odpowiedział Lamar.
Pustelnik odpasał sznur, przytrzymujący jego spodnie i rzucił koniec jego doktorowi.
Maks widział ratunek... Wyciągnął rękę, chcąc chwycić sznur. Niestety, sznur zbyt krótki, kołysał się nad jego głową... Wszystkie jego wysiłki, by go pochwycić, miały jedynie ten skutek, że krzaczek obluźniał się coraz bardziej...
— Chwilę jeszcze! Odwagi! — wołał Pustelnik, nie dając za wygraną. — Wciągnął sznur z powrotem, zdjął z siebie nędzny łachman marynarki, związał to razem i trzymając jeden koniec sznura, rzucił resztę w odchłań.
Maks uległ zawrotowi głowy: krople potu wystąpiły mu na czoło, oczy powlokła czarna mgła, gdy nagle uczuł, jak coś, kołysząc się przed nim, dotyka głowy i twarzy. Rozpaczliwym ruchem chwycił się tego nieznośnego, co było rękawem kaftana Pustelnika, poczem stracił przytomność.
Kiedy otworzył oczy, ujrzał nad sobą twarz dziwacznie zarośniętą. Szorstka ręka nacierała mu skronie wódką, pochodzącą z butelki skórzanej.
Odzyskał świadomość tego, co się stało.
— Dziękuję, — rzekł, — dziękuję bardzo.
— Czy czuje się pan lepiej? — spytał nieznajomy.
— Tak jest. Lepiej.
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/167
Ta strona została skorygowana.
163