ganckiego, bardzo światowego. Byt adwokatem, syndykiem kooperatywy Farweli. Lubiący zbytek, bardzo hojny i miłosierny, nie mógł długo, mimo wysokiej pensji, jaką pobierał, wytrzymać na stopie życia. I, zdaje się, nie oparł się pokusie czerpania z kapitałów sobie powierzonych... Wówczas przyszła chwila, gdy groziło mu zaaresztowanie, uciekł i jak donoszą mi, ukrył się w skałach na wybrzeżu w Surfton.
— Więc, w gruncie rzeczy, nie jest to zły człowiek? — spytała panna Travis.
— On? Przeciwnie! Dobry! Zresztą dał mi tej nocy dowody tego!...
— Więc pan nie może go aresztować?
— Pewnie, że nie, — rzekł Maks, — i żałuję nawet, że teraz ja z koleji nie mogę go uratować. Ala moje stanowisko jest urzędowe, a prawo jest prawem... Przysięgałem...
— Ale ja nie! — zawołała żywo Flora.
Rumieniec gorączkowy wystąpił na jej policzki, a na ręce, wspartej o skałę, występowało powoli Czerwone Koło...
Flora nie zwróciła na to uwagi.
Ale wierna Mary strzegła jej jak źrenicy oka swego. Szybkim ruchem zdjęła z siebie szal koronkowy i zarzuciła go na rękę swej ulubienicy.
Dziewczyna nie ustawała w przekonywaniu doktora.
— Doktorze! Proszę mi pozwolić wyręczyć siebie! W ten sposób pan się z nim skwituje i nie wykroczy pan przeciwko obowiązkom służbowym.
— Ależ, panno Floro! To pomysł szalony! A zresztą w jaki sposób pani weźmie się do tej sprawy?
— Proszę mi tylko pozwolić działać, — rzekła uśmiechając się Flora. — Coś mi mówi, że wywiążę się dobrze z całej sprawy. Ufam mej dobrej gwieździe!
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/172
Ta strona została skorygowana.
168