Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/173

Ta strona została skorygowana.
169

— I ja również, — zapewnił Maks Lamar uroczyście. — Dobrze, niech pani działa! Jest to dobry uczynek. Ale proszę być ostrożną...
Detektywi zbliżyli się.
— Czekamy rozkazów pana, panie Lamar.
Maks wahał się.
— Bardzo mi to nie na rękę, że panom polecono przeprowadzić tę rzecz... Zamierzałem bowiem użyć panów przeciwko Samowi Smilingowi, który o mało mnie nie zamordował tej nocy. Gordon nie podejrzywa niczego, pozostanie na miejscu, czując się tu pewnym. Odłóżmy więc na później aresztowanie jego i zajmijmy się Smilingiem.
— Meldujemy, że mamy kajdanki dla adwokata Gordona a nie dla Smilinga, — odpowiedział Jacob. — Rozkaz dyrektora jest jasny.
Maks Lamar nie nalegał dłużej.
— Ale czy macie panowie wiadomość pewną, gdzie jest schronisko Gordona?
— Owszem, — rzekł Boyles, — oto fotografia jego i jego chaty.
Podczas gdy policjant pokazywał dokumenty Lamarowi, Florze udało się rzucić na nie okiem i zapamiętać sobie je dokładnie. Pozostawiając Mary i trzech mężczyzn, zajętych żywą rozmową, na plaży, sama oddaliła się szybko w kierunku skał. Wspiąwszy się na szczyt pierwszej wyniosłości oglądnęła się i ujrzała dwóch policjantów, idących w jej ślady, prowadzonych przez młodego miejscowego przodownika.
Niema ani chwili czasu do stracenia, pomyślała i biegnąć coraz wyżej, aż zobaczyła przed sobą nędzną chatkę, zamkniętą i mającą wygląd opuszczony.
— To ten szałas, ten sam, który przed chwilą widziałam na fotografii! — myślała, dobijając się do drzwi. Widząc, że