Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/175

Ta strona została skorygowana.
171

— Jeżeli zrobicie krok naprzód, podpalam chatę!
Ręka kołysała lampę, a na ręce tej, białej i wypieszczonej, ukazywał się znak Czerwonego Koła...
Jacob i Boyle krzyknęli razem:
— Czerwone Koło!
Wahanie ich krótko trwało. Ruszyli odważnie naprzód.
Ale wówczas wyciągnięta ręka rzuciła gwałtownie lampę o ziemię. Lampa stłukła się w kawałki, zionąc dymem czarnym i duszącym, który w jednej chwili napełnił obie izby. Jacob cofnął się, nie mogąc oddychać. Buchnął płomień, zapaliła się słoma na podłodze i na tapczanie i w mgnieniu oka cała chata stanęła w ogniu.
Korzystając z chmury czarnego dymu, Flora uciekła.

Maks Lamar i Mary, siedząc na plaży, rozmawiali o rzeczach banalnych, ale oboje mieli jedną tylko myśl.
Łagodny, miły głosik odezwał się za nimi:
— Doktorze!
Maks odwrócił się. Od skał wracała Flora, uśmiechnięta i wzruszona.
— Już! Zrobione! — rzekła, nachylając się do ucha Lamarowi. — Myślę, że on jest uratowany. Ale chata jego pali się. Proszę popatrzeć.
I ruchem ręki wskazała słup dymu, unoszący się nad skalami.
— Chodźmy tam! — zawołał doktor, biorąc Florę za rękę.
Po drodze spotkali wracających policjantów. Boyles podtrzymywał Jacoba, jeszcze nawpół uduszonego dymem.
Maks Lamar udał, że nic nie wie:
— Chyba panowie nie byli w tem płonącem piekle? — zapytał Maks.