Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/178

Ta strona została skorygowana.
174

szli właśnie ajenci policyjni, poszukujący Gordona. Pospiesznie więc cofnął się znów do groty, gdzie postanowił pozostać aż do wieczora, mimo straszliwych tortur głodu. Tam rzucił się na kamienie i próbował żuć trawę morską, oraz kawałki skóry, wycięte z pasa. Z tego stanu osłupienia wyrwał go niezwykły hałas i dym gryzący.
Było to w parę minut po podpaleniu przez Florę chałup Pustelnika.
Smiling zaryzykował wychylenie się z groty, właśni w chwili, gdy jakiś człowiek w łachmanach uciekał koło jego groty i znalazł się na drodze. Sam, nie sądząc by kryjówka jego była bezpiecznem schronieniem, wydrapał się na szczyt skalistego wzgórza, śledząc, co się dzieje.
Drogą przejeżdżał automobil ciężarowy. Człowiek w łachmanach z nieprawdopodobną zręcznością przyczepił się z tyłu do tego wehikułu i razem z nim zniknął na zakręcie.
— Wspaniały sposób! Nie pomyślałem jeszcze o tem! — zachwycał się w duchu bandyta.
Wielki ruch panował na drodze i na wybrzeżu. Zewsząd zbiegali się ludzie, zwabieni łuną pożarną. Sam, wiedząc, że najlepiej zawsze ukryć się w tłumie, zmieszał się z gapiami. Urywki zdań dochodziły do jego uszu. Mówiono o lampie, o ręce kobiecej, o znaku czerwonego koła...
Sam Smiling zdziwił się:
— Czerwone Koło tu... Jeszcze!...
Wmieszany w tłum widział przechodzących agentów: Boyles‘a i Jakob‘a, wracających z nieudałej wyprawy. Poczem ogień przygasł, ciekawi pomału zaczęli się rozchodzić i skaliste wybrzeże zapadło w swą zwykłą martwotę. Sam Smiling cierpiał nieznośne katusze głodowe. Wreszcie nie mogąc już wytrzymać, zapomniał o zwykłej ostrożności i skierował się ku grupie will, rozsiadłych na wzgórzu.