Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/183

Ta strona została skorygowana.
179

Flora pożegnała matkę i poszła do swego pokoju. Znalazłszy się u siebie, rzuciła się z rozpaczą na kanapę, płacząc jak dziecko. Obraz Maksa stanął jej w myśli... Teraz czytała jaśniej w sercu swem.
— Taki kocham go! — mówiła. — Kocham go do szaleństwa. Zycie moje do niego należy. Boże! co za straszna boleść!
Potworne to! A tak się cieszyłam, miałam nadzieję... Wybuchła nowym płaczem:.
— Lepiej mi, żebym umarła. Nie dowie się wówczas nigdy, że jestem córką Dżima Bardena...
Opanowała ją dzika, niepohamowana chęć skończenia z tem wszystkiem.
— Rzucić się ze skał w morze! Tak, wybiorę sobie to miejsce, gdzie tej nocy o mało on nie zginął...
Otarła oczy i wstała, zdecydowana i spokojna.
W tej chwili zapukano do drzwi i weszła Mary. Wierna opiekunka ujrzała od razu, że stało się coś strasznego.
Flo! Drogie moje dziecko! Co z tobą? — pytała, zagradzając sobą drzwi dziewczynie.
Flora opadła znów na krzesło łkając beznadziejnie. Mary uklękła przed nią.
— Dziecino moja słodka, kochanie najmilsze, powiedz, co ci jest?..
I Flora wyczerpana płaczem, opowiedziała całe zajście oraz groźbę Sama.
— Położenie moje jest bez wyjścia, widzisz teraz sama.
Mary, z początku zgnębiona straszliwie, opanowała się prędko.
— Nie, niema sytuacji bez wyjścia. Uspokój się, pieszczoszko, dziecino moja. Wszystko się ułoży.