Podczas gdy to się działo w willi Blanc-Castel, pani Travis z Florą załatwiały sprawunki w mieście.
Młoda dziewczyna, mimo pozornej wesołości, wciąż rzucała myślą do nieco dziwnego sposobu rozstania się z nią Maksa Lamara i postanowiła natychmiast zobaczyć się z młodym lekarzem. Pożegnała się więc z matką i szybko udała się do biura Lamara.
Doktora nie było.
— Zaczekam tu na niego, — rzekła do młodego sekretarza, który bardzo uprzejmie podsunął jej krzesło, prosząc by usiadła.
— Niestety, nie mogę dotrzymać pani towarzystwa, gdyż jestem zmuszony oddalić się na ulicę. Ale pan doktor zawsze mówił, że pani może być tu jak u siebie w domu!
Zostawszy sam a Flora zamyśliła się smutno.
Co powiedzieć doktorowi? Czy może dalej ukrywać przed nim te drugie swoje „ja“ moralne?
Czyż nie byłoby lepiej wyznać mu wszystko otwarcie, jak to początkowo miała zamiar uczynić? Uprzedziłaby w ten sposób grożącą jej katastrofę, a przez spowiedź szczerą, lojalną, czyż nie zasłużyłaby sobie na jego współczucie i po-