Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/192

Ta strona została skorygowana.
188

moc? Był przecie lekarzem. Czyż nie potrafiłby uleczyć jej choroby, jej, którą wiedziała dobrze, kochał coraz bardziej? Tak, tak! Najlepiej będzie wyznać mu wszystko: w tem leży jej zboczenie.
Postanowienie Flory było mocne i jeżeliby w tej chwili Lamar ukazał się we drzwiach, młoda dziewczyna przyznałaby się do swego nieszczęścia.
Ale drzwi się otworzyły i ukazał się ktoś inny.
Flora wydała lekki-okrzyk.
Naprzeciw niej stał adwokat Gordon, wciąż jeszcze tak nędznie odziany. Zmyliwszy pościg policji, przyszedł do Lamara błagać go o ratunek.
— Zawdzięcza mi życie, — myślał. — Oddam się mu w opiekę.
— Ale teraz, widząc Florę, był niemniej od niej zdumiony.
— Proszę mi wybaczyć, — rzekł. — Ale nie zastałem nikogo w przedpokoju i dlatego pozwoliłem sobie wejść tutaj. A spoglądając na Florę wzrokiem pełnym wdzięczności dodał:
— Ale błogosławię przypadek, który mnie przyprowadził do tej której zawdzięczam wolność! Mam wrażenie, że od tej chwili ustanie prześladujący mnie zły los.
— Nie, proszę mi nie dziękować, — rzekła Flora. — Jeżeli oddałam panu przysługę, zrobiłam to z powodu doktora Lamara, któremu pan ocalił życie.
Gordon pokręcił głową.
— Jednakże czyn pani pozostanie tem, czem był, a wdzięczność moja należy się tylko pani. W jakiż sposób mógłbym ją pani okazać?
— Bardzo prosto, proszę usiąść i opowiedzieć mi swoje dzieje, panie Gordon. Jestem bowiem przekonana, że jest pan ofiarą, a nie winowajcą.