Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/198

Ta strona została skorygowana.
194

w innej dzielnicy miasta. Policjanci zgubili trop. Postanowiłem opuście miasto i idąc pieszo doszedłem do Surfton. Miałem przy sobie trochę pieniędzy, to mi pozwoliło zakupić sobie nieco prowiantów, lampkę, naftę i inne konieczne rzeczy, poczem znalazłem sobie schronisko w skałach i tam zamieszkałem.
Gordon skończył.
Flora ogromnie zainteresowana opowiadaniem adwokata, namyślała się chwilę.
Czy czekać na Powrót doktora i wyznać mu wszystka, jak to było jej pierwotnym zamiarem, czy też nie było raczej obowiązkiem jej raz jeszcze nawiązać nić swych niebezpiecznych awantur i przedewszystkiem ratować nieszczęśliwego Gordona?
Ostatnia myśl zwyciężyła.
Cały jej zapał wojowniczy obudził się...
W tej chwili ktoś zzewnątrz popróbował otworzyć drzwi. Ale drzwi były zamknięte na klucz.
— Chcę panu pomódz, — zawołała Flora do Gordona. — Najpierw ocalę pana, a potem zrehabilituję!
Ktoś jednakże gwałtownie dobijał się do drzwi. Był to sekretarz Lamara, który się niepokoił, nie wiedząc, co się stało.
— Proszę się nie ruszać, — szeptała Flora do Gordona. — Nagle szyba w drzwiach wypadła z brzękiem, wypchnięta łokciem i ukazała się ręka, szukająca klucza.
Błyskawicznym ruchem Flora chwyciła kajdanki, leżące na biurku i złapała rękę, szukającą klucza we drzwiach. Rękę tę przymocowała kajdankami do klamki, skazując Bogu ducha winnego sekretarza na przymusową bezczynność.