Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/202

Ta strona została skorygowana.
198

— Ależ proszę bardzo! — oświadczył Silas Farwell z zachwytem, nie mógł bowiem oprzeć się wdziękowi i piękności Flory.
A Flora z doskonałe obojętną naiwnością zapytała:
— O jaką tu sprawę chodzi?
— Niech kochana pani zechce sobie przypomnieć. w Surfton... ten pustelnik... adwokat Gordon...
— A, tak, tak, — grała Flora dalej swoją rolę. — Przypominam sobie... adwokat, który coś tam zdefraudował...
— A pan Farwell ma właśnie pokazać ml dowody jego winy.
Flora z trudem pokryła maską kompletnej obojętności swe zadowolenie z tego obrotu sprawy. Czuła bowiem, że za chwilę rozpocznie się jej działalność.
— Nie widzę wcale, dlaczegobym miała interesować się tą sprawą... Ale chętnie będę towarzyszyła panom, oczekując na rezultat ich badań w drugim pokoju. A potem poproszę, by pan doktor zechciał mnie odprowadzić do domu, Dobrze?
— Z przyjemnością, — rzekł doktor, a oczy mu rozbłysły się radośnie.
Biuro, do którego weszli było umeblowane skromnie. W sieni maszynistka wystukiwała coś na maszynie.
— Usiądę tutaj i zaczekam na panów, — zadecydowała Flora.
Maszynistka widocznie skończyła swą pracę, bo wstała, uporządkowała papiery, zamknęła maszynę, ubrała się i opuściła biuro.
Lamar i Farwell weszli do przyległego gabinetu dyrektora.
Flora, nie tracąc chwili czasu, zdjęła ze stołu maszynę do pisania a stół przeniosła pod drzwi, łączące pokój z gabinetem. Przez szybę we drzwiach, zasłoniętą niezbyt szczel-