nie zieloną jedwabną firanką, można było obserwować wszystko, co się działo obok. Flora bez namysłu wskoczyła na stół i gorączkowo zaczęła wpatrywać się w ruchy dwóch mężczyzn. Nigdy może jeszcze nie była tak wzruszona...
Silas podsunął doktorowi fotel, otworzył kasę i wyciągnął stamtąd arkusz papieru z firmą Kooperatywy Farwell.
— Widzi pan to? — rzekł tryumfująco.
Maks czytał, a przez szybę czytała Flora. Był to właśnie ów dokument sfałszowany, o którym mówił jej Gordon. Lamar wahał się... Trudno było nie wierzyć dowodom oczywistym... Jednakże spróbował jeszcze żądać wyjaśnień:
— Jednakże jest to tylko proste pokwitowanie. A gdzież jest dowód, że on zdefraudował te pieniądze... jeżeli nawet istotnie je miał, — dodał Maks niepewnie.
— Czy je miał! Tam do djabła! — zawołał Silas. — Przecie ja sam doręczyłem jemu całą kwotę.
Flora w swojem obserwatorjum zaledwie powstrzymała się, by nie wybić szyby i nie zawołać „kłamca“!
Farwell mówił dalej.
— Jeżeliby on nie zdefraudował tych pieniędzy, pocóżby w takim razie uciekał? Nie, panie doktorze, sprawa ta nie ulega wątpliwości.
Zgnębiony dowodem winy Gordona Maks kiwnął głową.
Flora zesunęła się cichutko ze swego obserwatorjum, postawiła stół na miejsce, poczem otworzyła drzwi na kurytarz bacznie przypatrując się schodom.
Nie było nikogo.
Wówczas rzuciła swą torebkę daleko w bok kurytarza, wróciła do sieni, wyciągnęła szyldkretowy grzebień z włosów, które się rozsypały w nieładzie, odpięła kołnierz, i oberwała rękaw bluzki, nadając sobie wygląd osoby, która była przedmiotem brutalnej napaści.
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/203
Ta strona została skorygowana.
199