Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/206

Ta strona została skorygowana.
202

Z rozpaczą chwycił ten kawałek papieru i przeczytał na nim napis czerwonym ołówkiem:
„Pieniądze wzięte z kasy będą zwrócone ich prawowitym właścicielom przez damę z Czerwonem Kołem.“
Farwell wpadł w szalony gniew:
— Kwit Gordona!... Pieniądze... T o okropne!... Kto mnie tak okradł?... To chyba tylko ta kobieta... Trzeba ją łapać!...
Maks Lamar tak był oszołomiony, że z początku nie zważał na słowa Silasa. Ale gdy zrozumiał sens ostatniego zdania, zaprotestował:
— Co też pan mówi! Jak pan śmie! Podejrzywać pannę Travis, dziesięć razy bogatszą niż pan! To szaleństwo!
Mówił to jednakże wbrew własnemu przekonaniu, musiał bowiem wierzyć faktom. Kiedy opuszczał pokój z Silasem, kwit leżał na biurku. Gdyby ktokolwiek wszedł podczas ich nieobecności, Flora byłaby go widziała.
Więc?
— Nie, jednak to nieprawdopodobne, niemożebne zgoła!
Nie, nie! Flora winowajczynią! Nigdy!
Rozmyślania i wahania doktora przerwał dzwonek telefonu.
Doktor zdjął słuchawkę, tak jak u siebie w biurze. Zresztą istotnie telefon był do niego. Jeden z sekretarzy doktora żądał natychmiastowego połączenia.
— Hallo! hallo! A, odpowiedziano panu z klubu, że jestem tutaj? Dobrze. Jakto?... Drzwi zamknięte? Co... Przez pannę Travis?... Ależ pan oszalał!... Pana rękę uwięziono? Jak?... kajdankami?... Ależ to cały romans kryminalny!... Ale przez kogo?... Ręką przez wibitą szybę?... Na ręce znak Czerwonego Koła? Nieprawdopodobna historia!... Ale czy pan jest pewny, że w biurze nie było nikogo więcej? Awan-