tura! Twierdzi pan, że była tam tylko panna Travis?.. Dobrze, dobrze... dziękuję...
Drżącą ręką powiesił słuchawkę.
Zaciekawiony rozmową, której urywki słyszał, Silas Farrwell zapytał:
— Co się pan dowiedział?
Maks Lamar tak był wzburzony, że nie odpowiedział.
Farwell nie dał za wygraną.
— Dlaczego pan taki zmieszany, doktorze? Zdaje mi się; że słyszałem nazwisko panny Travis...
Maks milczał.
— Ależ tak, tak, dowodził Silas, nazwisko kobiety, która tu była... nazwisko tej awanturnicy...
Doktor skoczył:
— Zabraniam panu, słyszy pan, zabraniam panu, tak szczególniej panu, używać takich wyrażeń mówiąc o tej pannie.
Silas Farwell zamilkł a Lamar mówił głucho, z trudem dobywając głosu:
— To, czego się dowiedziałem, nie obchodzi pana, panie Farwell.
— Może być i tak, — odpowiedział cynicznie właściciel firmy, — ale kradzież, której padłem ofiarą, jest moją sprawą... Idę na policję.
Maks Lamar chwycił go za ramię.
— Co się tyczy pana, — rzekł brutalnie, — radzę panu bardzo nie pisnąć ani słowa o tem, co się stało, zanim się znajdzie klucz do rozwiązania tej zagadki... Słyszy pan? Ni... ko... mu! Ani słowa! To moja rada, albo jeżeli pan woli — rozkaz... którego musi pan słuchać!
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/207
Ta strona została skorygowana.
203