Stosownie do rozkazu Flory, oczekiwał Gordon przybycia jej w samochodzie. Poddał się zupełnie błogiemu wrażeniu, jakie wyniósł z rozmowy z nią i zdawało mu się, że wszystkie jego nieszczęścia są skończone.
— O czem pan myśli, panie Gordon? — usłyszał obok siebie jasny, nikły głosik.
Uchylając drzwiczki samochodu Flora podawała mu papier. Był to ów nieszczęsny kwit na 75.000 dolarów.
— Niech pan to weźmie, dokument ten zainteresuje pana, — dodała.
Radość oszołomiła Gordona. Nie mógł wymówić ani słowa, tylko duże łzy stoczyły mu się po wynędzniałych policzkach.
Patrząc na to, Flora czuła się prawie dumną z siebie, z tej mocy, która pozwoliła jej wyratować człowieka uczciwego z niesłychanych podejrzeń i nędzy...
Gdyby Maks Lamar zjawił się w tej chwili, Flora pobiegłaby na jego spotkanie i przyznałaby mu się — nie w upokarzającej spowiedzi — ale do usprawiedliwionej szlachetnemi czynami tajemnicy.