Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/212

Ta strona została skorygowana.
208

— Zobaczysz... pomóż mi ubrać się szybko.
Przed odjazdem Flora uściskała starą piastunkę.
— Bądź spokojna. Wrócę w południe.
Przed bramą Groom trzymał za uzdę wspaniałego kasztana. Flora lekko wskoczyła na siodło i oddaliła się dobrym kłusem.
Drogę na przedmieście fabryczne przebyła szybko i zatrzymała się dopiero przed murem osobnego miasta robotniczego. Na bramie widniał napis:

KOOPERATYWA FARWELL.

Przed bramą licznie zabrani robotnicy rozmawiali o czemś z wielkiem ożywieniem.
Flora wstrzymała konia, który przeszedł w powolnego stępa i jechała wzdłuż ogrodzenia.
Robotnicy dyskutowali coraz namiętniej, Flora zatrzymała wierzchowca i niezauważona przez nikogo, przysłuchiwała się dyskusji. Entuzjazm doszedł do zenitu, gdy w bramie ukazał się wysoki, barczysty człowiek.
— Watson! Watson! — wołano.
Watson wygramolił się na mur i zaczął mówić wśród ogólnego milczenia.
„To bardzo proste! Oddawna już domagamy się od Silasa Farwella, dyrektora naszego, wypłaty należnego nam procentu. On nie chce wypłacić pod pozorem, że sumę tę zdefraudował adwokat Gordon. Co do mnie, ja nigdy nie wierzyłem tej całej historji. Gordon jest zapewne ofiarą kanalji, którą wy znacie równie dobrze jak i ja. Towarzysze! Jakie jest wasze zdanie?
— Dobrze mówi! Doskonale! Gordon jest niewinny! — Precz z Farwellem! — rozległy się okrzyki.
Watson mówił dalej: