Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/215

Ta strona została skorygowana.




Rozdział XXIII.
Walka.

Maks Lamar wrócił do domu przygnębiony i stanowczy. Więc wszystkie jego podejrzenia były usprawiedliwione! Stawały się one poprostu pewnością.
— Za każdą cenę muszę wiedzieć całą prawdą, — rzekł do siebie nazajutrz rano. Czuję, że dzień dzisiejszy będzie rozstrzygającym...
Tak rozmyślając udał się do Blanc-Castel, otworzył bramę ogrodową i podniósł głowę przypatrując się pałacykowi, skąpanemu w porannych blaskach słońca.
Wtem zadrżał. W jednem z małych okienek poddasza zarysowała się twarz mężczyzny.
— Cóż to! no!... czy mnie wzrok myli? Czy to Sam Smiling? — zawołał osłupiały.
W tej chwili Flora wracała z porannej swej przejażdżki. Oddała wierzchowca swego Groomowi, a sama, jasna i uśmiechnięta, przywitała Lamara.
— Dzieńdobry panu, – rzekła, wyciągając dłoń. — Ale co panu jest? Taki pan zmieniony?
Lamar, nie odrywając oczu od mansardy, — odpowiedział.