Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/216

Ta strona została skorygowana.
212

— Zrozumie pani łatwo moje wzruszenie, gdy powiem, co widzę tu. Sam Smiling znajduje się w tym domu na poddaszu.
Flora wybuchnęła śmiechem.
— Sam Smiling tutaj! Ach, panie doktorze! To już naprawdę przywidzenie!
— Możliwe! Niech będzie, że mi się to zdaje, ale jednakże jestem zmuszony przeszukać cały dom.
Flora zrozumiała, że doktor nie ustąpi. Razem weszli do domu. W sieni spotkali panią Travis. Maks Lamar uprzedzi! ją:
— Pani, bandyta ukrył się w tym domu. Troska o bezpieczeństwo pań nakazuje mi przeszukać wszystkie kąty i unieszkodliwić łotra.
W ukryciu swem Sam Smiling nie przeczuwał niczego. Nagle zdało mu się, że słyszy kroki na kurytarzu. Zaczął nadsłuchiwać. Kroki zbliżyły się, a potem doszły go słowa:
— Teraz pozostaje mi jeszcze przeszukać poddasze. Sam zbladł.
— Ten głos?... To niemożliwe!.. On?. Ależ nie... Gdybym go sam nie strącił do przepaści, przysiągłbym, a ten Maks Lamar... W każdym razie jednak wiedzą, że tu rewidują...
Lekko uchylił drzwi, chcąc niepostrzeżenie wysunąć się na schody. Ale cofnął się prędko, zatrzaskując drzwi z przerażeniem. Ujrzał bowiem jedynego człowieka, którego się obawiał, wroga swego, Maksa Lamara we własnej osobie!
— On! to on! żyje więc!
Maks Lamar chciał wejść do mansardy, ale Flora wstrzymała go mówiąc, że zapomnieli zamknąć na dole drzwi od galerji. Zeszli więc na parter, gdzie już zastali silnie zaniepokojoną Mary.