Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/217

Ta strona została skorygowana.
213

Tymczasem bandyta uchylił znów drzwi, wysunął się z poddasza i znalazł się na galerji. Tutaj ujrzał Lamara, obróconego tyłem. Smiling zaczął dawać rozkazujące znaki Florze, by się nie ruszała i milczała, a sam wyciągając nóż podsunął się ku doktorowi.
Ale Flora błyskawicznie popchnęła Maksa w bok — właśnie w chwili, gdy ostrze już miało go ugodzić.
Teraz obaj mężczyźni znaleźli się twarz w twarz i rzucili się bez słowa na siebie.
Pani Travis słysząc jakieś niezwykłe odgłosy, zjawiła się cała drżąca, a widząc, co się dzieje, mimo przerażenia, udała się do telefonu by zawiadomić policję. Flora i Mary patrzyły rozszerzonemi źrenicami na walkę.
Sam Smiling puścił swego przeciwnika i wolną ręką ujął znów nóż. Korzystając z tej chwili, Lamar wyciągnął z kieszeni rewolwer i wycelował go w głowę bandyty. Wówczas tenże, z niesłychaną zręcznością, uskoczył w bok i z pochyloną głową rzucił się na doktora. Lamar zachwiał się, wypuszczając broń. Wtedy Smiling chwycił go wpół, podniósł do góry i uderzył nim o ziemię, poczem porwał rewolwer, wycelowując go w głowę przeciwnika, który z trudem podnosił się z ziemi.
Wtedy Flora, dotychczas jakby skamieniała z przerażenia, skoczyła jednym susem i szpicrutą, którą miała w ręku jeszcze od konnej jazdy, uderzyła gwałtownie w rękę Smilinga, odwracając śmierć grożącą Lamarowi. Kula przeszła bokiem, raniąc doktora w rękę. Bandyta na chwilę znieruchomiał, z czego korzystając doktor zerwał się z podłogi, chwycił zdrową ręką stojącą na postumencie ciężką bronzową urnę i cisnął nią z całej siły w głowę Sama Smilinga.
Pocisk ugodził go celnie: bandyta upadł. Lamar bez trudu nałożył mu teraz kajdany.