Kiedy ogień pochłonął sfałszowany lecz kompromitujący Gordona dokument, adwokat postanowił przez kilka dni pozostać w ukryciu na przedmieściu i rozejrzeć się w sytuacji.
Pierwszem jego staraniem było kupienie sobie ubrania, poczem wykąpał się, kazał fryzjerowi obciąć sobie włosy i brodę i przespał się w skromnym zajeździe u bram miasta.
Nazajutrz zdecydował się pójść na policję i opowiedzieć prawdę. Ponieważ jedyny dowód przeciwko niemu był zniszczony, groziło mu w najgorszym razie parę tygodni więzienia śledczego, zanim cała sprawa się wyjaśni.
Wstał więc wcześnie, zjadł śniadanie i udał się wprost do centralnego biura policji. Dyrektor Randolf Allen właśnie rozmawiał z ajentem Boyles, któremu powierzono ściganie Gordona, gdy tenże zameldował swoje przybycie.
— Widzi pan, rzekł dyrektor do detektywa, delikwenci są podobni do fortuny: czasem lepiej oczekiwać u siebie, niż gonić za nimi... Proszę wprowadzić p. Gordona, rozkazał woźnemu.
Gordon wszedł śmiało i pewnie, jakby z wizytą do znajomego i pierwszy zabrał głos:
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/224
Ta strona została skorygowana.
Rozdział XXV.
POMYŚLNY DZIEŃ RANDOLFA ALLENA.