Spieszę uwiadomić o tem ciebie, abyś mógł roztoczyć swą czynną opiekę i dozór, jak to zwykle czyniłeś.
— Więc Dżim Barden jest obłąkany? — spytała stenografistka.
— Widzi pani, że nie, ponieważ lekarz naczelny podpisał mu jego zwolnienie, — odpowiedział doktór Lamar z lekkim uśmiechem.
— A zresztą, wzruszając ramionami, — czy Dżim Barden jest obłąkany czy nie — trudno mi to dzisiaj stanowczo stwierdzić. Wiem tylko, że jest to człowiek najniebezpieczniejszy dla społeczeństwa. Badam go już od kilku lat. Trzy razy musiałem go już kazać zamknąć w przytułku obłąkanych i trzy razy został on niebawem wypuszczony na wolność.
— Więc dlaczego wypuszczają go, kiedy to wariat?
Wypuszczają go, gdy już nie zdradza cech obłąkania. Warjuje on okresami i nigdy w zupełności. Możnaby o nim powiedzieć, że perjodycznie zmienia on duszę. O ile mogłem stwierdzić, w Dżimie jest dwóch różnych ludzi. Po przerwach nieregularnych, w odstępach których obliczyć niepodobna, powstaje w nim pęd niepohamowany, pchający go do złego i czyniący z niego złoczyńcę zdecydowanego, bardzo zręcznego, przebiegłego i strasznego. Wówczas nie zna on nic więcej, jak swe okrutne instynkty i rozbujałą gwałtowność. A wogóle jest to człowiek ponury, brutalny i podejrzliwy; ale w okresach pokoju miewa on, o ile mi się zdaje, wyrzuty sumienia za zbrodnie, popełnione w perjodach chorobliwych. Obserwowałem jego sen i widziałem, jak czasem wije się pod ciężarem zmor straszliwych.
— Jakież popełnił on zbrodnie? — spytała sekretarka.