— Jakim prawem przytrzymuje pan pannę Travis? — rzekł groźnie do Farwella.
Randolf Allen stanął pomiędzy dwoma przeciwnikami i dał znak Farwellowi, by puścił zdobycz, a sam ujął łagodnie pannę Travis za rękę i postawił ją wśród wszystkich obecnych.
— Widzisz? — rzekł do Lamara.
Na ręce dziewczyny przeklęte koło wypisywało wciąż jeszcze swe czerwone znaki.
Maks Lamar zbladł jak płótno. Z ust jego o mało nie padło zeznanie:
— Wiedziałem o tem...
Jednakże zamilczał.
Nagle z koła obecnych wystąpiła pani Travis, idąc krokiem automatycznym.
Utkwiła we Florze wzrok błędny, nieruchomy. Usta jej, poruszające się konwulsyjnie, nie mogły wymówić ani słowa...
Na widok ten przerażona Flora wyciągnęła ręce ku matce ruchem błagalnym, jak dziecko, które cierpi i woła ratunku.
Ale pani Travis ze wstrętem odepchnęła dziewczynę. I wreszcie z ust jej zerwały się słowa:
— Ty! Złodziejka z Czerwonem Kołem!... Nie jesteś moją córką!... Jestem już teraz tego pewną!... Wiem, kto był twoim ojcem!... Rozumiem wszystko! Zamieniono ciebie na moje dziecko, a ty o tem wiedziałaś! Zajęłaś miejsce, które nie było twojem!... Wiem, że oszukiwałaś mnie z całą świadomością... Nie znam już ciebie!...
I krokiem wolnym, idąc jak automat, odeszła w głąb ogrodu.
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/235
Ta strona została skorygowana.
231