Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/236

Ta strona została skorygowana.
232

Flora spuściła głowę. Zdawało się że jest już zupełnie zrezygnowana. Oczy jej, jakby martwe, nie miały łez.
— Floro, ukochana moda, dziecino biedna! — szeptała tuląc ją, wierna Mary.
Dyrektor policji naradzał się po cichu z Lamarem.
— Doktorze, tobie się należy zaszczyt aresztowania pani z Czerwonem Kołem. Zresztą ty potrafisz osłodzić jej to ciężkie przejście, — dodał szeptem, gdyż mimo swej zawodowej obojętności, czuł się bardzo wzruszony.
Maks Lamar usłuchał. Łagodnie, bardzo łagodnie i delikatnie ujął Florę za rękę, a ona bezwolnie poszła z nim.
Mary we łzach błagała Randolfa Allena:
— Proszę mi pozwolić iść z nią!
Dyrektor policji skinął przyzwalająco głową i wszyscy zeszli do samochodu, zawezwanego już telefonicznie przez Allena.
I gdy motor zawarczał, słychać było z ogrodu zawodzenie monotonne, spazmatyczne, rozdzierające.
To pani Travis szlochała, zgnębiona i samotna.