chwila spłacenia tego długu. Proponuję wam urządzenie imponującej manifestacji na jej cześć! Propozycję tę przyjęto jednomyślnym okrzykiem zgody i manifestanci pod wodzą Watsona skierowali się w kierunku miasta.
Silas Farwell dowiedział się o fermencie niezadowolenia wśród robotników i o wiecu. Wziął samochód i pospieszył do fabryki, by załagodzić sprawę, lub przynajmniej ukryć w bezpiecznem miejscu kasę, papiery i pieniądze.
Przypadek zrządził inaczej. Auto po drodze natknęło się właśnie na pochód manifestujących. Szli zwartą kolumną, skupieni i groźni. Gdy poznali w samochodzie swego dyrektora, otoczyli wóz, nie szczędząc Farwellowi przekleństw.
Brutalne ręce rzuciły się na Silasa i wyciągnęły go z poduszek siedzenia. Rozpaczliwym wysiłkiem odtrącił napastników i korzystając z zamieszania, zaczął uciekać. Ale długo hamowana nienawiść robotników rozpętała się wreszcie i miotając okrzyki mniej pochlebne puścili się w pogoń jak psy za zającem.
Farwell biegł jak człowiek, który czuje śmierć. Zmykał nie wiedząc jak i dokąd, czując za sobą jeszcze oddech robotników i słysząc ich krzyki i wyzwiska.
Nagle zamajaczyła przed nim znajoma brama. Podniósł wzrok. Klub! Klub jego! Było to zbawienie!
Podczas gdy policjanci, nawołując się gwizdkami, zbierali się pospiesznie i starali się powstrzymać tłum goniących, Farwell kłusem wbiegł na schody klubu i nie zatrzymując się, wszedł do salonu, gdzie zziajany, z błędnym wzrokiem, w brudnem, podartem ubraniu, upadł ciężko dysząc na fotel.
Hałas ten doszedł do uszu Gordona. Adwokat opuścił gabinet i zaciekawiony udał się do salonu. Tu ujrzał niedolę przerażonego Farwella.
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/242
Ta strona została skorygowana.
238