Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/243

Ta strona została skorygowana.
239

Wówczas rozepchnął członków klubu, którzy zbierali się już dookoła fotelu Silasa, zbliżył się do niego, chwycił go za kołnierz i z siłą, o jaką niktby go nie posądził, postawił go przed sobą.
— Panie Farwell, — rzekł głosem stanowczym i donośnym — zechce pan natychmiast przyznać się publicznie, że oskarżenie pana przeciwko mnie było z gruntu fałszywe.
Ponieważ Farwell, sądząc, że go uwolnią z rąk adwokata, milczał, Gordon ciągnął dalej:
— Jeżeli pan będzie wahał się sekundę jeszcze, wyrzucę pana na ulicę i wydam na słuszny gniew tych, których pan eksploatujesz bezlitośnie od długiego czasu. — Słyszysz ich krzyki zemsty i nienawiści?... Przyznajesz, że oskarżyłeś mnie niesłusznie? Złóż świadectwo, że nie jestem winien tej podłej kradzieży!
Farwell milczał ponuro.
— Jeżeli pan nie złoży natychmiast zeznania, którego żądam, a które jest tylko szczerą prawdą, to strzeż się... Bo zażądam dochodzenia co do twojej całej przeszłości, mój panie!... Czy zapomniałeś już o małej, zielonej flaszeczce?...
Przerwał mu Farwell, który blady, z kroplami potu na czole zaczął mówić pośpiesznie i dysząc ciężko:
— Błagam, proszę milczeć... Błagam... To fałsz!... Przysięgam!... To fałsz...
W tej chwili wszedł Randolf Allen.
Udało mu się, dzięki zimnej krwi i energji, powstrzymać na czas jakiś zapędy manifestujących i pojawił się na progu salonu właśnie na czas, by usłyszeć z ust Silasa Farwell wyznanie:
— Panie Gordon, przyznaję, że pana oskarżyłem niesłusznie!
Wówczas Gordon zwrócił się do obecnych: