Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/247

Ta strona została skorygowana.
243

— Dziękuję panu najserdeczniej, — rzekła z wdzięcznością. — Jestem pewna, że dzięki panu sprawiedliwość okaże się dla mnie łaskawą.
Doktor Lamar zabrał głos, opowiadając Florze o projekcie ucieczki.
Panna Travis słuchała tych planów w milczeniu. Gdy Lamar skończył, odezwała się:
— Więc to pan, panie doktorze, proponuje mi ucieczkę jak zwykłej zbrodniarce? Nie, na taki krok nigdy się nie zdecyduję. Byłoby to tchórzostwem.
— Wcale nie, — odpowiedział Maks. — Ale nasz system obrony opiera się na wyzdrowieniu.
— Wątpię, by ono było możliwe. Te straszne stygmaty zostaną mi już na całe życie.
— Posłuchaj mnie, droga Floro, — rzekł doktor z wielką słodyczą w głosie. — Najpierw muszę ci się przyznać do jednej rzeczy: oto skorzystałem ze snu twego, by ci narzucić suggestją chęć walki bardzo upartej i bardzo zaciętej z twoją chorobą. Ale to nie wystarczy! Jedynem lekarstwem — i to niezawodnem — jest twoja własna wola. Wszyscy ludzie mają piętna bardzo niemile, widoczne lub nie. Czy to są znaki zewnętrzne, czy manje, czy tiki, czy też popędy nieuzasadnione niczem, zwane w psychologi medycznej „automatyzmami“, zawsze wymykają się z pod kontroli naszej świadomości aż do chwili, gdy wola nasza, wreszcie wyswobodzona, zbuntuje się i rozpoczyna z niemi walkę nieustępliwą, bez pardonu. Z tą chwilą kończy się ich znaczenie. Stygmaty mogą się ukazywać. Ale zwycięstwo jest pewne, a instynkt pokonany. Otóż Floro, musisz odnieść triumf. Chociaż na ręce może się pokazać kółeczko krwawe, jednak w istocie ono już nie istnieje.