Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/248

Ta strona została skorygowana.
244

Flora słuchała uważnie i potwierdziła:
— Wierzę ci.
— Wierzysz mi, Floro... i chcesz?
Powtórzyła z wzrastającym zapałem:
— Tak! ja chcę! Chcę! Chcę!
— W takim razie pozwól siebie przekonywać, pomagać sobie i pielęgnować. W przeciągu sześciu miesięcy obiecuję ci, że zniknie zupełnie wpływ dziedziczności. Ale dlatego musisz być wolna — więc trzeba uciekać.
Ale Flora, potrząsając główką, zawołała:
— Nie! Nie wyjadę! Czuję, że nie mam prawa uciekać przed sprawiedliwością!
Maks Lamar milczał chwilę. Potem zbliżył się do Flory i ujął ją za rękę:
— Nie obawiasz się niczego?
— Niczego. Wszystko mi jest takie obojętne! Chcę tylko wyzdrowieć. Ta, która stanie przed sądem, będzie już inną, nową kobietą.
— Więc nie chcesz uciekać?
— Nie ucieknę.
Popatrzył na nią z wielką tkliwością, a oczy mu zaszły łzami.
— Jesteś naprawdę podziwienia godną, droga Floro! — rzekł z przekonaniem.
Uśmiechnęła się do niego:
— To co czynię, jest takie proste, takie bardzo łatwe; przecie kocham cię!