Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/251

Ta strona została skorygowana.
247

mordował... Był pan przecie wówczas obecny tam... Panie doktorze, błagam, proszę mi opowiedzieć, jaki był mój syn, proszę mówić mi o nim...
— Proszę panią, — odezwał się doktor, — niech pani mnie nie zmusza do mówienia.
— Owszem, chce tego, żądam od pana.
— Kiedy tak...
Maks Lamar sięgnął do szuflady, wyjmując stamtąd fotografję, którą podał pani Travis. Ujrzała na niej wyrostka o wyglądzie apasza, o wzroku fałszywym pod naciśniętą głęboki czapką.
Na fotografji był napis:
„Bob Bardem, lat dziewiętnaście, syn Dżima — Koła Czerwonego. Należy do bandy opryszków Sama Smilinga. Karany sądownie za kradzeż roweru. Podejrzany o udział w kradzieży biżuterji jubilera Clark‘a. Ofiarował wówczas swe usługi jako wywiadowca.
— Boże! Boże! — jęknęła z przerażeniem pani Travis.
— Oto, czem był Bob Barden. Dodam, że Dżim Barden był bardziej osobnikiem chorym niż zbrodniarzem. Względem tego, którego uważał za syna swego, postępował jaknajszlachetniej, czynił wszelkie wysiłki, by utrzymać go na dobrej drodze, ale złe instynkty chłopca zwyciężyły. Chciała pani prawdy...
I tonem uroczystym dodał:
— Prawdziwem dzieckiem pani, godnem współczucia serdecznego i miłości macierzyńskiej jest Flora...
— Flora? Flora Barden? — zawołała pani Travis z oburzeniem.
— Nie! Flora Travis! Kiedy czas ułagodzi pani ból, zrozumie to pani sama, osądzi ją lepiej i wytłómaczy.