Zdawała się ona wysoka i smukła w miękkiej sukni z czarnego aksamitu w szerokie białe pasy. Wycięty stanik odsłaniał ładnie zarysowaną szyję, przykrytą kołnierzem z białego lisa. Jej śliczną twarzyczkę o czystej cerze i ustach świeżych rozpromieniały oczy duże, chwilami marzące i prawie poważne, chwilami zaś sypiące skrami jakby dziecięcej wesołości. Na białe czoło zwisały się loki puszystych ciemnych włosów, uwięzionych pod lekkim białym kapeluszem. Wszystko w niej było harmonijne j pociągające a humor kapryśny i fantazyjny Flory Travis, jej pogarda dla błahych zajęć, jakim oddawały się jej rówieśniczki, szczera oryginalność gustów i nieoczekiwane pomysły tej młodej panny czyniły z niej osobistość niezwykłą i podbijającą wszystkich, ale osobistość o charakterze niepodległym, bardzo odrębnym, jednaki zawsze bardzo prostolinijnym i szczerym, którego wybitną cechą było gorące, serdeczne współczucie dla wszystkich niedoli i wszystkich nieszczęśliwych. I to właśnie uczucie, podzielone przez panią Travis, spowodowało Florę i jej matkę do przybycia w piękne wiosenne południe do pewnego przytułku, gdzie tyle nędznych rozbitków zbrodni i szaleństwa odsiadywało lata całe.
Dozorca wpuścił panie do gabinetu dyrektora.
Dyrektor ten, p. Miller, był to człowiek zimny, ponury i uroczysty.
Ale nikt nie uniknął wpływu wdzięku Flory. Widząc ją p. dyrektor przypomniał sobie, że ludzkość cała nie składa się li tylko z więźniów i dozorców. Uśmiechnął się nawet uprzejmie, wskazując krzesła.
— Więc pani nie traci odwagi, panno Floro? — spytał. — Prowadzi pani dalej swoje piękne dzieło, mimo rozczarowań, jakie pani przyniosło?
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
24