Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/57

Ta strona została skorygowana.
53

— W gabinecie pana Baumana
— Tak jest, w jego gabinecie. Proszę mnie tam zaprowadzić.
Larkin otworzył szeroko oczy i usta, zamieniające się w obraz zdumienia i niepewności.
Był to bowiem biedak, nieśmiały i skromny, obarczony rodziną i żyjący w ciągłym strachu, że w razie jakiegoś nieporozumienia, zostanie wyrzucony na bruk bez litości.
Jak ognia obawiał się Baumana i w chwili tej właśnie dręczyła go niepewność decyzji. Czy nie rozgniewa on bardzo swego pana, pozwalając wejść komuś do jego gabinetu? A z drugiej strony czy nie przewini on bardziej, odmawiając tej pani? Nieznajoma zdawała się być bardzo pewną siebie. Głos miał brzmienie autorytatywne, Larkin był przyzwyczajony do tego, te szef zachowywał się w sposób bardzo tajemniczy wobec rozmaitych spraw. Pomyślał, że wartoby pójść spytać o radę jakiegoś urzędnika, ale p. Bauman zabronił mu raz na zawsze mówić z kimkolwiek o tem, co się dzieje u niego.
— Więc cóż? — spytała zawoalowana pani z pewnym odcieniem zniecierpliwienia w głosie, — cóż tak namyślacie się? Pan Bauman będzie bardzo niezadowolony, jeżeli kto mnie tu spotka.
Larkin wstrząsnął się jak w febrze.
— Proszę panią tędy, — rzekł, otwierając drzwi do gabinetu.
Ody drzwi się zamknęły, rozglądnęła się i zrobiła ruch rozczarowania. W komnacie ciemnej, umeblowanej w guście surowym, nie było na wierzchu żądnego papierka, żadnego aktu, żadnego pokwitowania.
Usiadła. Potem, nie podnosząc woalu, oparła głowę na dłoniach i pogrążyła się w rozmyślaniach. Całe zachowanie