Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/62

Ta strona została skorygowana.
58

— Czy myśli pan, że go mordują? — spytał z zimną krwią Jarvis.
— Lub prędzej, że on kogo morduje? — zaryzykował półgłosem trzeci urzędnik.
— Nie myślę tego, — z tym samym spokojem odpowiedział Jarvis, — to nie w jego guście.
— Nie. Ale to faktycznie pochodzi z jego gabinetu, — rzekł Grant.
— Trzeba tam iść zobaczyć...
Trzej urzędnicy pobiegli do gabinetu, dokąd nigdy nie ośmielił się żaden z nich wejść bez pozwolenia.
— To on! On jest tam! — krzyknął Grant przerażony, wskazując na drzwi metalowe, hermetycznie zamknięte. Poprzez ich grubość słychać było oddalony i przyduszony głos Baumana. Ryczał on, wołając o pomoc i walił potężnie, zapewne nogami, w stal opancerzenia. Ale widocznie siły go opuszczały, gdyż krzyki chrypły coraz bardziej a uderzenia nogami słabły.
— Klucz! — wołał Grant. — Gdzie jest klucz?
— Kombinacja otwierania Jest bardzo zawikłana! — krzyknął przerażony Jarvis.
— Odwagi! panie dyrektorze! — darł się Grant. Zaraz uwolni się pana!
— Jest on zgubiony, — dodał szeptem, zwracając się do kolegów. — Nigdy, wyważając nawet drzwi, nie uczyni się tego w porę, by go wyciągnąć żyjącego. On udusi się wewnątrz.
Kasjer! Gdzie kasjer? — zawołał Jarvis, jedyny, który zachował resztę zimnej krwi. — Kasjer Smith zna rozwiązanie! I ma podwójny klucz! — Z temi słowy Jarvis rzucił się na poszukiwanie kasjera, urzędującego po przeciwnej stronie banku, w pokoju oddalonym od gabinetu dyrektora, gdzie