Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/63

Ta strona została skorygowana.
59

kasjer Smith zamknął się, by skończyć jakieś niecierpiące zwłoki sprawozdanie kasowe.
Jarvis w kilku słowach objaśnił mu, co się dzieje i obydwaj wrócili biegnąc do gabinetu, gdzie zebrali się teraz wszyscy urzędnicy.
Grant poprzez drzwi opancerzone nie przestawał krzyczeć słów uspakających.
Odpowiadały mu słabnące wciąż krzyki spazmatyczne.
Kasjer pospiesznie nastawił wskazówki i słowa i pokręcił kluczem. Ciężkie podwoje otworzyły się.
Był już czas najwyższy. Bauman, nawpół uduszony, wyszedł chwiejąc się na nogach i wpadł na swoje biurko. Omdlewał prawie.
Ale przychodząc do siebie, wpadł w niepohamowaną złość.
— Co to jest? — wołał przerywanym głosem. — Co się tu dzieje? Kto wszedł tutaj? Kto zamknął te drzwi... wiedząc, że ja jestem wewnątrz?... Bo wiedziano o tem tutaj... jestem tego pewny.
To mówiąc, spoglądnął na swych podwładnych wzrokiem, pełnym gróźb.
Odpowiedział mu chór protestów.
— Nikt nie wszedł do pana, panie szefie przed wołaniem o pomoc, — stwierdził spokojnie kasjer.
Ryk, wychodzący z piersi Baumana, przerwał mu dalsze tłómaczenia.
— Teka! Teka z pokwitowaniami! Była tu! Gdzież jest teraz?
I tragicznym ruchem wskazywał na puste biurko.
Zdumieni urzędnicy spoglądali po sobie, nic nie rozumiejąc.