Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/64

Ta strona została skorygowana.
60

— Jaka teka, panie szefie? — zaryzykował pytanie Smith.
— No, mówię przecież, że teka pokwitowań! Pokwitowań na drobne pożyczki! Wyciągnąłem ją! Położyłem ot, tu! Ukradziono ją! Po próbie zamordowania mnie, kradzież! Ale ja znajdę winowajcę! Nie ujdzie mi! Ja każę zaaresztować was wszystkich!
Bauman nie posiadał się z gniewu.
— To ta kobieta zawoalowana! Rzecz zupełnie pewna, że to ona! — odezwał się w chwili pełnego grozy milczenia, głos przerażony.
Wszystkie głosy zwróciły się w tę stronę. Ujrzano Larkina, służącego biurowego. Wrócił on właśnie z posyłek i był obecny przy ostatniej scenie. A teraz zdawał się być przerażony słowami, jakie wypowiedział głośno pod pierwszem wrażeniem.
Pan Bauman skoczył i chwycił go za kołnierz.
— Kobieta zawoalowana! Jaka kobieta zawoalowana!
Co to ma znaczyć?
Larkin ledwie trzymając się na nogach, wyglądał raczej martwy, niż żywy.
— Panie szefie, panie szefie! To nie moja wina! — jęczał nieszczęśliwy, opowiadając przerywanemi słowy o tem, co zaszło.
Kiedy wytłómaczył wszystko, Bauman wyrzucił go za drzwi.
— Panie Smith, proszę tutaj! — wołał rozkazująco. — Ja biegnę na policję złożyć skargę. Ten idiota opowie co wie, a pan uzupełni moją skargę. I krokiem tragicznym przeszedł między swymi urzędnikami bardzo podnieconymi tem, co zaszło.