Była to istotnie Flora. Zaskoczona, może trochę zniecierpliwiona próżnym niepokojem obu kobiet, lecz jednocześnie tem zmartwiona, ucałowała je serdecznie.
— Ależ nie, proszę mamy, nic mi się nie stało! — odpowiedziała na ich gorączkowe zapytania. — Trochę zadługo spacerowałam w parku miejskim. A nawet spotkałam tam doktora Lamara.
Flora udała się natychmiast do swego pokoju. W ślicznie urządzonym buduarze, przylegającym do lej sypialni, położyła płaszcz na fotelu. Potem zasłoniła okna firankami i powróciła do płaszcza. Z szerokiej kieszeni, ukrytej pod podszewką okrycia, wyciągnęła dużą tekę z papierami, które starannie przepatrzyła.
Były to papiery, wszystkie podobne do siebie, o wyglądzie urzędowym, które dziwnie wyglądały w ręku młodej dziewczyny. Przejrzawszy je zlekka, położyła pakiet na stole i jeszcze poraz drugi odczytała uważnie papier, leżący na wierzchu. Był on zredagowany jak poniżej:
Dnia 19. czerwca bieżącego roku wypłacę p. Karolowi Baumanowi dziesięć dolarów, jako zaliczkę spłaty mojego długu w wysokości stu dolarów, oraz procenty w wysokości 10 prc. tygodniowo. Razem: Dwadzieścia dolarów.
Flora uśmiechnęła się, zdjęła swój biały kapelusz i zaczęła poprawiać włosy przed lustrem.