Flora uczesała się i upudrowała policzki i nosek, nieco zarumienione długim spacerem, poczem podeszła do sekretarzyka z drogocennego drzewa, wyciągnęła szufladę, wyjęła stamtąd większą ilość papieru białego i zabrała tekę z dokumentami, leżącą na stole, poczem z tem wszystkiem udała się do swej pracowni, przylegającej do buduaru.
Tam usiadła przy stoliku, na którym stała maszyna do pisania. Ołówkiem napisała sobie bruljon jednego listu i z wielkim zapałem zaczęła bruljon ten wielokrotnie przepisywać.
W chwili tej weszła do niej Mary, bardzo poufale, bez pytania, gdyż Florę uważała niejako za swą córkę. Usłyszała bowiem klekot maszyny do pisania i zdziwiona, zbliżyła się do drzwi pracowni, podniosła portjerę i zdumiała jeszcze bardziej, widząc Florę przy pracy.
Flora odwróciła głowę, z trudem powstrzymała odruch zniecierpliwienia, powstała pospiesznie od roboty i zbliżyła się do Mary.
— Hm, co za ciekawska, — powiedziała żartobliwym tonem, w którym Mary jednakże zauważyła lekkie zakłopota-