Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

Dżim wstał i zbliżył się do kraty, służącej jednocześnie za drzwi od celi. Potężnemi rękami chwycił za żelaza i oczy jego, apatycznie obojętne, błądziły przez chwilę w cieniu kurytarza, skąd oddalił się dozorca. Potem zaczął chodzić wzdłuż i wszerz swej celi.
Chód jego był ciężki i zarazem elastyczny, jak chód wielkiego zwierza leśnego. I nagle zatrzymał się, tak, jak się zatrzymuje zwierzę, pod nagłem uderzeniem wrażenia jakiegoś: pragnienia, które się budzi, instynktu szukającego zaspokojenia.
Oczy jego wpatrzyły się najpierw w nagi mur, na prawo od kraty, nawprost otworów okiennych. Ściany były pomalowane farbą bronzową, prawie czarną, jak to oznajmił dozorca. Więźnia zdawało się to wprowadzać w zakłopotanie. Palce jego zadrżały, niecierpliwie i kurczowo zaciśnięte. Ale w kącie znajdowała się mała szafka w murze, gdzie stawiano dzbanek z wodą i chleb. Otworzył ją. Wewnątrz tynk był biały, gładki i czysty.
Wówczas Dżim powrócił do swego stołka, chwycił go oburącz i wywinął nim w powietrzu młynka. Pod siedzeniem drzewo było pęknięte. Do szczeliny tej wsunął paznokieć i wyciągnął z niej kawałek ołówka o czerwieni szkarłatu.
Trzymając ołówek między palcem wielkim a wskazującym, powrócił do szafki. Tam, stojąc, z łokciem opartym o półeczkę, poważnie, z naprężeniem całej swej siły, zaczął rysować coś na białej ścianie.
Kiedy skończył, cofnął się o parę kroków by podziwiać swoje dzieło.
Narysował koło czerwone.
Koło szerokości mniej więcej bransoletki kobiecej, koło prawie regularne i symetryczne w przecięciu, ale nierówne w grubej linji tworzącej je linji, czasem węższej, czasem bar-