To wychodziła Flora z potężnym pakietem listów w ręku. Stara piastunka poszła za nią zdaleka. Widziała ją, jak przechodzi przez ogród, otwiera bramę, wychodzi na ulicę aż do rogu, gdzie znajdowała się skrzynka do listów. Flora rzuciła tam swój pakiet, wróciła do domu i weszła do swego pokoju.
Mary na palcach szła za swoja wychowanką.
Przed drzwiami pokoju Flory zatrzymała się. Chwile dłuższą wahała się przed spełnieniem czegoś, przed czem wzdragała się jej prawa natura, ale niepokój o ukochane dziecko zwyciężył skrupuły. Nachyliła się i przez dziurkę od klucza zaczęła podpatrywać młodą dziewczynę.
Zobaczyła Florę siedzącą na fotelu przed dużym kominkiem.
Młoda dziewczyna trzymała w rękach pakiet papierów, których rodzaju nie mogła rozróżnić. Papiery te gniotła jeden za drugim, łącząc je w olbrzymią kule, podpaliła ją zapałką i rzuciła w płomień, patrząc na ich spalanie z uśmiechem zadowolenia.
Nazajutrz rano, gdy Flora zeszła na śniadanie w towarzystwie matki, stara guwernantka pospieszyła do apartamentów panienki. Zamknęła drzwi ostrożnie i zbliżyła się do kominka. Leżały tu zczerniałe resztki spalonych papierów. Mary wydała słaby okrzyk zadowolenia. Bo między popiołem i zwęglonemi resztkami ujrzała biała plamę. Był to arkusz, którego połowę oszczędził ogień. Pokrywało go kilkanaście wierszy pisma i Mary odcyfrowała, co następuje:
„Dnia 19. czerwca bieżącego roku wy
„manowi dziesięć dolarów, jako
„długu w wysokości stu dolarów, or
„10 prc. tygodniowo. Razem dwadzieścia