grzebać w popiołach kominka i odnalazła tam papier, który wczoraj rzuciła, znajdując, że jest bez znaczenia.
Teraz odczytała go znów, zastanowiła się chwilę i schowała dokument za stanik. Pospiesznie pobiegła do swego pokoiku, włożyła na siebie kapelusz i płaszcz i opuściła pałacyk tylnemi drzwiami.
Za jakiś kwadrans wchodziła do banka Karola Baumana.
Tutaj, od dnia wczorajszego, panował nastrój bardzo nieufny i podejrzliwy.
Mary musiała parlamentować przynajmniej z dziesięć minut, zanim wpuszczono ją do poczekalni, gdzie znajdowało się już kilkanaście osób, należących do klasy ubogiej. Nagle z gabinetu dyrektora odezwał się dzwonek, przyciśnięty widocznie w złości. Służący biurowy pospieszył do gabinetu i wrócił, wołając dyrektora p. Joe Brown.
Na wywołane nazwisko zerwał się młodzieniec liczący lat około dwudziestu siedmiu — ośmiu, o wyglądzie szczerym i odważnym. Służący poprosił go do gabinetu.
— Dzień dobry, Bauman! — zawołał głośno.
Pan Bauman podskoczył. Nie przywykł bowiem do togo, by ofiary jego przemawiały w tym tonie.
— Hę? Co to znaczy? Pan chyba jesteś pijany? — zapytał groźnie.
— O, zupełnie nie — odpowiedział Brown flegmatycznie. — Przeczytajcie no to, Baumanie, otrzymałem to przez pocztę.
Bauman wyrwał mu z ręki list, pisany na maszynie i przeczytał:
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/82
Ta strona została skorygowana.
78
Pan Joe Brown.
Pokwitowanie na dług z procentami lichwiarskiemi podpisane panu Karolowi Baumanowi, jest zupełnie zniszczone,