— Jest... Ale wówczas, tego nie było, — szepnęła Flora głęboko smutna. — Jest bowiem, tak, na mojej ręce... Patrz, patrz, oto właśnie ukazuje się to znowu! Tu, tu, na mojej prawej ręce!... Ten znak okrągły, który nabrzmiewa, rośnie, ciemnieje, staje się koloru krwi...
Piastunka była trupio blada.
— Czerwone Koło, — szepnęła, ledwo oddychając. — Niech Pan Bóg ma nas w swojej opiece!
— Co to jest? Co to jest? — wołała Flora, przerażona tonem swej towarzyszki. — Zjawiło się to a mnie poraz pierwszy wówczas, gdy w przytułku widziałam się z tym człowiekiem, który się potem zabił... A dotąd ukazało się już to parę razy... Mary, ty wiesz... widzę, że wiesz. Powiedz mi...
Ale stara piastunka, zgnębiona, pokręciła przecząco głową.
Wstała płacząc i wyszła powoli z pokoju, gdzie pozostała Flora, wpatrzona z przerażeniem w swą prawą rękę, na stygmat tajemniczy, który obecnie bladł i zmniejszał się stopniowo.
Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/86
Ta strona została skorygowana.
82